jaskółka

trwała jeszcze zima
kiedy znalazłem ranną jaskółkę

drżąca
skulona w czarny kłębuszek trwogi
nadaremnie próbowała się ukryć
w bieli ostatniego śniegu

miała złamane skrzydło...
a może to było serce?

chciałem ją unieść
utulić
aż wyleczy się z bólu i zagubienia
aż nabierze sił
by w podniebnym tańcu
wyczarować światu wiosnę

piszę ten list
bo choć próbowałem
to wszystko jej powiedzieć spojrzeniem
to nie wiem
czy mnie dobrze zrozumiała

a to przecież bardzo ważne

ostrzeżenie lub obietnica *

kiedy oczyszczę swoje ręce
z nieśmiałości

kiedy je obmyję
z niepewności
i obawy

kiedy już moje dłonie
staną się nieprzyzwoicie czyste

będę dotykał
twoich stóp

i całej ciebie

------------------------------------------
* niepotrzebne skreślić

źródło

w to jedno z ostatnich
a może nawet ostatnie
popołudnie upalnego lata
pochyliłem się nad źródłem
aby ugasić pragnienie

w jego toni
w tej samej chwili
zanurzyło się niebo
i kilka białych obłoków

nie chcąc zmieszać ich bieli i błękitów
zimną
i czysta wodę
piłem powoli i delikatnie
aż nasyciłem pierwsze z pragnień

nim przyjdzie wieczór
zapragnę jeszcze
by wodą z tego źródła
obmyć swoją twarz

adopcja

wiersze moje
rymy moje
strofek całe krocie
w zgiełku świata
w zapomnieniu
wiodły życie swe sieroce

dla nikogo
były ważne
dla nikogo
piękne
nieporadnie nierozważne
i bezsensem zlękłe

zatroskane
nadaremnie
i w niewiarę skute
wciąż naiwne i niepewne
szeptem swój
krzyczały smutek

wiecznie
głupio
niedorośle
zakochane bezwzajemnie
zbiegły w końcu małowzniośle
gdzieś w milczenia
głuche ciemnie
                       
wiersze moje
rymy moje
w strofki pozbierane słowa
życie wiodą swe sieroce

chciej je
proszę
adoptować