dom w ogrodzie

zakradam się co wieczór
w pobliże wyobrażeń

za parkanem niewypowiedzianych obietnic
wśród niedostępności ogrodu
trwa dom twojego ciała

po kolorach i wzorach tapet
widocznych w źrenicach okien
domyślam się ciepła
i pięknego wnętrza

z dnia na dzień
dostrzegam też więcej

odkrywam i zapamiętuję
kolejne korytarze
schody i pokoje…

gdy już będę umiał
odnaleźć się tam
bez wahania wejdę do środka
kiedy tylko ktoś pozostawi niedomknięte drzwi

astronomia serca – cz. 2. z dziennika obserwatora słońca



słońce
które utrzymuje życie na mojej planecie
wschodzi nad bezruch oczekiwania
przez uchylony widnokrąg drzwi

od światła
które niesie
ożywają kwiatozbiory zachwytów

szmer ich westchnień
dla innych światów
jest tylko dźwiękiem otwieranych przez ciebie drzwi

słońce
które utrzymuje życie na mojej planecie
przechadzając się po firmamencie czasu
strąca z niego
w żarłoczność mojego serca
dźwięczne chwile nibyobietnic

niektóre z nich staną się przyszłością

jednak prawo wszechświata mówi
że zanim to nastąpi
słońce
które utrzymuje życie na mojej planecie
po tysiąckroć zniknie
zachodząc za uchylony widnokrąg drzwi
i zostawiając mnie
skulonego w bolesny embrion znaku zapytania

szelest mojego zasmutnienia
dla innych światów
będzie tylko dźwiękiem zamykających się za tobą drzwi

astronomia serca – cz. 1. logika asteroidy

ja
ulepiony z nadziei
obaw i pragnień

kamień
ręką przeznaczenia rzucony w kosmos

zwabiony grawitacją twojego uśmiechu
biegnę w twoją stronę

od chwili gdy zaistniałaś w moich źrenicach
nie obchodzi mnie cała nieskończoność gwiazd i planet

zbliżam się do ciebie bezdźwiękiem wierszy

prawo wszechświata mówi
że niewyobrażalne jest
bym mógł ciebie ominąć

uwięziony na twojej orbicie
w nieskończoność
będę nad tobą zataczał kręgi zachwytu

mogę też
nie posłuchać rozsądku
i dotknąć ciebie siłą mojego głodu

za to spełnienie
oboje możemy zapłacić bólem rozpadających się światów

ale czyż pragnienie nie boli bardziej?

w tobie

zanurzę się w tobie
jak w niepamięci
jak w zapomnienie
zanurzę się w ciebie
z kamieniem pożądania uwiązanym u szyi
bym się już nigdy z ciebie nie wynurzył

zbłądzę w ciebie
jak w bezpowrotność
jak w zabłąkaniu
zagubię się w tobie
z wiecznym nieotwarciem powiek
bym drogi powrotu nie dostrzegł

i będę w tobie
rodził się i umierał
aż twoje piękno
nauczy mnie nieśmiertelności

ballada o róży i wietrze

nie wiemy o sobie zbyt wiele
tyle tylko
co zdążą rzec oczy
gdy wejrzą w siebie ciut śmielej
nim nieśmiałość śmiałości nie spłoszy
nie wiemy o sobie zbyt dużo
jam wiatrem jest
tyś różą
ja rankiem czekam
by cię powitać
choć nie w moim ogrodzie zakwitasz

nie wiemy zbyt wiele o sobie
tyle tylko
co powie nam dotyk
gdy odnajdą się nasze dłonie
nagłym dreszczem w bezkresie tęsknoty
nie wiemy o sobie zbyt dużo
jam wiatrem jest
tyś różą
ja co noc do snu chcę cię kołysać
choć nie w moim ogrodzie zasypiasz

nie znamy swych myśli i ścieżek
i skrytych serc pragnień nie znamy
trzeba będzie nam zacząć od zwierzeń
gdy raz jeszcze pierwszy raz się spotkamy
nie wiemy o sobie zbyt dużo
jam wiatrem jest
tyś różą
ja płatki całuje twe co dzień
choć nie w moim mieszkasz ogrodzie