myśli o tobie

myśli o tobie
hałas bezgłośny
który swym przyjściem
płoszy sen

myśli o tobie
niewidzialne obrazy
które karmią
głodne ciebie oczy

myśli o tobie
natrętność bolesna
która koi
twoją nieobecność

myśli o tobie
dotknięcie mgły
które pieści
moją wyobraźnię

myśli o tobie
codzienność

najwierniejsza

spotkałem ją
w tym barze
do którego zaglądam nierzadko
okazało się
że mamy
wspólnych poglądów stadko

jak masz na imię?
spytałem
uśmiechnęła się tylko

okazało się
że jak nikt z nikim
umiemy sobie patrzeć w oczy
i nibywojny
o to co nas różni
bez wytchnienia toczyć

jak masz na imię?
spytałem
uśmiechnęła się znowu

i tak ciekawie nam się gawędziło
o tym co w życiu się liczy
i tak interesująco
milczało się nam
o niczym
że zanim zrozumiałem
ważność tego spotkania
świeca na naszym stoliku
dopaliła się
do rozstania

jak masz na imię?
spytałem...

na serwetce
którą - nim zniknęła
podała mi przez okno
napisała
nie martw się
ja wrócę
i będę z tobą zawsze
a na imię mam
samotność

wiersz napisany przed laty dla nie(j)istniejącej już...

z wojen i potyczek
z bezimiennych pól bitewnych
wpośrodku nocy
powracam do naszego zamczyska
gdzie śpisz

z ogrodów zaśnienia
wywabiam cię bezdźwiękiem pocałunków

za każde muśnięcie ustami
dziękujesz mi dreszczem i westchnieniem

ośmielony tym
natrętnie i nieuchronnie
stąpam wargami
po ścieżkach twego ciała
aż zakwitniesz rosą
której krople parzą mnie pożądaniem

nie otwierasz oczu

nie widzę
kto skrywa się pod drżącymi powiekami
nie myślę
kto dotyka cię moimi dłońmi
nie słyszę
kto szepcze twoje imię

wierzę
że to ja

autoreklama

swoje
smaczne
słodkie
i pikantne
miłosne wypieki
prosto z pieca
(choć to może dziwnie zabrzmi ;-)
Poczciwy Rymarz
pani poleca

parasol

kiedy pada
otwieram się przed tobą
i płynę
nad twoją głową
anielim skrzydłem

w deszczu

łzy gubią się pięknie
więc mogę wtedy
do woli
wzruszać się
przy tobie

a po spacerze
gdy obeschnę
z nostalgii i wzruszenia
ty złożysz mnie
jak w ofierze
na półce - ołtarzu
w szafie
zapomnienia

tak się przecież składa
parasole

złożony
z niedomysłów
i zamknięty w sobie
będę czekał
aż twoje niebo się zachmurzy
a ja znowu stanę się tobie potrzebny

nie oddawaj mnie nikomu
bo przed nikim innym
i tak się nie otworzę

grzeszny tkacz poezji

jestem
wiodącym życie tułacze
bezbrzeżnie oddanym
poezji
tkaczem
zbiegły od świata
w bezlęku zakątku
uprządłem zawiłą nić nierozsądku

z mrzonek bezwiednych
snów niedośnionych
wysnułem twój powab – cud objawiony
i skrycie
z tych nici powabiu utkałem
tkaninę – zmyślinę
pachnącą twym ciałem

i noszę jej lekkość – nikczemny bluźnierca
złożoną sekretnie
w kształt nibyserca

gdy oddech świtu
lub zmierzchu westchnienie
otuli w jej zwiewność
twe nieistnienie
przybiera
kształt piersi twych
bioder i ramion...
i zwolna
bezwolną
mam ciebie całą

zmyślinę – dziewczynę
uległą lubieżnie
którą zniewalam
i którą mierzwię
z którą – ku żądz cielesnych uciesze
bezwstydnie
i szczerze
wzajemnie
grzeszę

przedostatni krzyk titanica

mamiony
fanfar zwycięstwa sygnałem

zbyt pewnie
zbyt dumnie
zbyt szybko

żeglowałem

nierozważny
i ufny
płynąłem przez ciemność 
gdzie serca kaleczy 
lód
bezwzajemność

śmiertelną ostrogą
od prawej strony
na walca smutnego trzy-czwarte

serce rozdarte

przez ranę ogromną
co w serce me wziewa
ocean do serca zwątpienie nalewa

nie cofnie się
klątwy tej
siłą żadną
ten okręt marzeń
musi pójść na dno

przybądź
gdziekolwiek jest twoje serce!

morze
niesie to o pomoc wołanie
może
krzyk to ostatni
przed pożegnaniem?

ratuj rozbitków
bo to najszczersze
moje
dla ciebie pisane
wiersze

jaki bóg?

jaki bóg
nie bacząc
jak to będzie
tak przewrotnie wymyślił nas sobie
że ty możesz – gdzie zechcesz
być wszędzie
a ja mogę być
tylko przy tobie?

jaki bóg
tak na prędce wyznaczył
i rozdzielił nam role niedbale
że gdy znikasz
świat tonie w rozpaczy
a mym brakiem
raczej nie przejmie się wcale?

jaki bóg?
pytam o to
nie po to
by się skarżyć i awanturować

ja
za to
że jesteś
na mej jawie i we śnie
chcę mu sam
jeszcze dziś
podziękować

dlaczego milczałem

nie dlatego milczałem
że zapomniałem
nie dlatego
że chciałem zawrócić
nie po to
przecież
twym oczom szeptałem
jak smutkom nie dać się zasmucić

zamilkłem
gdym pojął to wszystko
gdy przytłoczył mnie ów zapytajnik
co będzie
gdy sny me się ziszczą
gdy przestaniemy być tajni?

zamknięty
w bezsilność szlochu
i w gdyby niewiary zakuty
czekałem na cud
mroku po mroku
by wyzwolił mnie
z lęku
pokuty